Dziś obudziłam się przed budzikiem, wstałam i oczywiście prędziutko na plażę pobiegać :) Dzisiaj w drugą stronę – Międzyzdrojów. Biegnąc uciekałam przed falami, dziś morze mnie nie oszczędzało. W końcu po kilkukrotnym zalaniu moich butów zdjęłam je i trzymając w ręku biegłam boso po wodzie. Już przed falami nie uciekałam :)

Odbiegłam trochę od Międzywodzia i było super – tylko morze, plaża i ja :) To uwielbiam :) Oczywiście robiłam zdjęcia po drodze bo pięknie było. Przez to nie było mnie ponad 2 godziny – mina mojego M po moim powrocie bezcenna… Oczywiście nie związana z radością… Ale przestał marudzić jak zobaczył mojego dużego palca u nogi na którym miałam wielkiego bąbla :( już jak wracałam to mnie bolało :( Nie wiem czemu się zrobił, nie biegałam nigdy wcześniej boso brzegiem morza. Potem okazało się, że na drugiej nodze też jest tylko mały na szczęście. Przebiegłam dziś 12 km z groszami, może za dużo? W każdym razie w nogach czułam, że biegałam, choć przecież biegłam po twardym piasku, nie centralnie po plaży.

Plan na dziś to zwiedzanie. Byliśmy na najwyższym klifie w Polsce – Gosań, w rezerwacie żubrów, nad jeziorem Turkusowym i w Międzyzdrojach. Po drodze też wspinałam się na jakieś działo – pozostałości po v3. M mnie tam zaciągnął bo lubi takie rzeczy. Oj czułam wtedy nogi :) Dzień upalny, dał nam ” w kość” ale fajnie, że spędzony aktywnie. Wróciliśmy padnięci, ale wieczorkiem i tak był jeszcze spacerek i plaża zaliczone :) Tylko ten palec mnie boli :(

Jutro przerwa w bieganiu, żeby nogi odpoczęły. Choć korci mnie choćby krótki bieg do portu… :)