kkokokok

Warunki pogodowe ostatnich dni to wyzwanie dla biegaczy. Może nie tyle sama pogoda, co jej efekt – czyli chodniki pokryte lodem, zlodowaciały śnieg na ścieżkach, bardzo nierówno i ślisko. Dodając do tego wieczorną porę o jakiej biegałam to już w ogóle było ciekawie. To, że jeszcze nie leżałam albo nie skręciłam nogi w kostce zaliczam do sukcesów ostatnich dni.

Dzisiaj biegałam w dzień ale wcale lepiej mi się nie biegło. W ogóle nie chciało mi się wyjść na bieganie. Nie ma nastroju, ochoty, energii… W końcu się wybrałam ale nie mogłam skupić się na bieganiu. Myślami byłam na dzisiejszym pogrzebie „Żywca”… I nic mi dzisiaj nie odpowiadało… Śliskie chodniki na osiedlu, zlodowaciały lód na ścieżce nad rzeką, wiatr wiejący w twarz, słońce świecące w oczy… Wszystko nie tak… Według planu miało być 10 km, wymęczyłam 9…

W związku ze śmiercią Lecha wspominałam ostatnio początki swojego biegania, początki Zabieganych… Do osób, które spotkałam na początku swojej biegowej przygody mam szczególną sympatię i sentyment. Bo te osoby właśnie dawały mi największą motywację i wsparcie wtedy gdy, było najtrudniej – na początku… Jedną z tych osób był Lech. I choć przez te wszystkie lata nie widywaliśmy się często, to ja to wsparcie od Leszka miałam cały czas. Przy każdym naszym spotkaniu dostawałam dawkę solidnej motywacji. Lech twierdził, że stać mnie na wiele więcej niż mi się wydaje. Wierzył we mnie bardziej niż ja sama… Traktował mnie jak równą sobie biegaczkę, choć nie dorastałam nawet do podeszwy jego buta… Był dla mnie wyjątkowym kolegą i zawsze będzie żył w mojej pamięci – jest nieodłączną częścią mojego biegania… Teraz biega po  niebiańskich ścieżkach i szykuje nam niebiańskie zawody – jedno jest pewne: biuro zawodów będzie zorganizowane perfekcyjnie bo kieruje nim Lech!