Wczoraj poszłam z M. na basen gdzie zrobiłam nieplanowany trening nóg… Zapomniałam okularów a bez nich nie mogę pływać chowając głowę pod wodę. A z głową nad wodą nie lubię pływać więc wzięłam deskę w ręce i maltretowałam nogi 🙂 W trakcie pływania czułam mięśnie, oj czułam… 🙂 Później było dobrze, nic mnie nie bolało 🙂

Dzisiaj miałam baaardzo leniwy poranek. Rano miałam pobiegać ale trochę dzisiaj trwało zanim zwlekliśmy się z łóżka 🙂 Zanim zjedliśmy śniadanie i ogarnęliśmy się to już było za późno, bo mieliśmy iść na basen. Tak więc najpierw było pływanie. Dzisiaj nie zapomniałam okularów więc mogłam normalnie pływać 🙂 Nic mnie dziś po wczorajszym pływaniu nie bolało więc radośnie sobie pływałam 🙂 W sumie 25 metrowy basen przepłynęłam 64 razy czyli przepłynęłam 1600 m w ciągu 45 minut. Nie wiem czy to dużo czy mało. Dziwne dla mnie jest to, że chodząc na basen raz na przysłowiowy „ruski rok” mam kondycję lepszą niż przy regularnym bieganiu… Bo pływałam sobie tak jakbym pływała codziennie 🙂

Po basenie poszliśmy do domu, przebrałam się i pojechaliśmy do lasu – miałam okazję pobiegać. W lesie warunki zupełnie inne niż 2 tygodnie temu. Wtedy był śnieg i lód taki, że nie dało się biegać. Dzisiaj warunki zupełnie inne, ani śladu śniegu.

Dopiero w trakcie biegania wyszło to, że nie opitalałam się ani wczoraj ani dzisiaj. Nogi były „ciężkie”, czułam pracujące w czasie biegania mięśnie. Brak było tzw. „powera”, energii do biegania. A oczywiście wracałam „pod górkę”. 

Wymęczyłam dzisiaj bardzo to bieganie 🙂 Nawet nie będę się przyznawać do tempa tego biegu… 🙂 Ale ogólnie jestem zadowolona że pobiegałam.Czuję w nogach, że weekend był aktywny 🙂 Jest to przyjemne uczucie 🙂