Ostatnio mam dużo na głowie, dzień za dniem biegnie niesamowicie. Różne sprawy, mniej lub bardziej dobre, złe wieści… Ucieszyłam się więc, że wcześniej zapisałam się na dzisiejszy bieg w Siemianowicach. To dobra okazja do rozluźnienia, odreagowania i radości. Podobnie jak w ubiegłym roku postanowiłam się przebrać – tym razem w konkretną postać – chirurga, który właśnie wyszedł z bloku operacyjnego 🙂 Czepek na głowie, maseczka na twarz, fartuch, na rękach gumowe rękawiczki a w rękach nóż. Oczywiście wszystko upaćkane krwią 🙂 A na głowie pod czepkiem jeszcze czołówka bo start biegu zaplanowany był na 18.30. Wyszło fajnie, wzbudzałam powszechną radość 🙂 Pogoda cały dzień była kiepska, co trochę padało i wiało niemiłosiernie. Jeszcze jak jechaliśmy do Siemianowic to lało po drodze. Ale całe szczęście przestało i na miejscu nie padało – pogoda wytrzymała na bieg 🙂 Błota i kałuż nie dało się uniknąć – większość trasy prowadziła po leśnych ścieżkach. Nauczona doświadczeniem z Blachowni założyłam odpowiednie buty, które kupiłam od razu jak tylko pojawiły się w sklepie. Już przydały się na nordicowych wycieczkach 🙂 Mogłam więc bez obaw biec i nie miałam z tym żadnego problemu 🙂 Nie zamierzałam robić życiówki 🙂 Postawiłam na zabawę oraz bezpieczne dotarcie do mety. Generalnie niewiele razy biegałam z czołówką w nocy po lesie w błocie 🙂 Czułam się więc lekko niepewnie 🙂 Ale nie było źle 🙂 Buty dały rade, cały czas biegłam w grupie więc drogę oświetlały też czołówki innych osób. Po wybiegnięciu na otwartą przestrzeń stoczyłam bój z wiatrzyskiem ale nie poddałam się 🙂 Parłam dalej 🙂 Większość trasy przebiegłam z rozwiązującym się butem, ale postanowiłam, że nie będę stawać dopóki dam radę biec i but się nie rozwiąże. I tak dobiegłam do mety 😀 Na mecie dostałam wodę. piwo bezalkoholowe, można było też usmażyć kiełbaski nad ogniskiem ale z tego zrezygnowałam. Wróciliśmy do domu. Przed Częstochową zaczęło padać 🙂 Było super 🙂 Organizacja i atmosfera na biegach MK Team zawsze jest świetna, z czystym sumieniem polecam każdemu 🙂