bieg

Właśnie wróciłam ze świetnego treningu. Prószący śnieg pokrywający ścieżkę, zero wiatru, 4 stopnie na minusie. Cisza i ja na swojej ulubionej ścieżce wzdłuż rzeki – obecnie zamarzniętej i przykrytej białą kołderką.

Miałam pobiegać później bo obowiązki wzywają, posprzątać trzeba, kurier ma przyjść… Ale  jak zobaczyłam ten prószący śnieg za oknem to nie wytrzymałam :) Kurz leży, a niech sobie jeszcze godzinę odpocznie :) Przebrałam się, do jednej ręki klucze (bo nie lubię jak mi brzęczą na pupie a tylko tam miałam kieszeń ;) ) i chusteczki (moje zatoki cały czas się buntują), do drugiej telefon (w końcu czekam na kuriera, dobrze żeby miał ze mną jakiś kontakt ;) ) i w drogę! :)

Biegnąc w stronę rzeki mijałam opatulonych ludzi na chodniku i zmarzniętych na przystanku, którzy patrzyli się na mnie jak na wariatkę. Może i jestem wariatką ale dobrze mi z tym :) Zresztą szaleńców było więcej, jeden nawet na rowerze. Samopoczucie po biegu bezcenne, nie rozumiem jak przez tyle lat mogłam nie biegać zimą albo biegać tylko po bieżni mechanicznej. Wróciłam do domu pełna energii, z uśmiechem na ustach i szronem na brwiach i rzęsach :) Zdążyłam wyjść spod prysznica zanim kurier zadzwonił do drzwi ;)