Dziś wybrałam się na Marszobieg do Olsztyna – km dookoła zamku, po górkach i lesie, czyli generalnie to po czym niewiele biegam… Frekwencja nie dopisała, nie było tyle ludzi co kiedyś. Pewnie dlatego, że ktoś chciał zarobić i symboliczne wcześniej wpisowe poszło znacznie w górę… Cóż, sami sobie zaszkodzili… Kiedyś przyjeżdżały tu całe rodziny, po Marszobiegu było coś w rodzaju festynu. A dziś większość osób pojechała do domu, ja również nie czekałam. A co do wyniku to byłam 211 z czasem około 52 minut.

Warto było tu przyjechać choćby dla cudu jaki się tu dokonał – przestało mnie boleć więzadło właściwe rzepki, które trochę uprzykrzało mi życie od jakiegoś czasu. Bałam się, że będzie mnie bolało jeszcze gorzej a tu proszę – cud! :D

Na ten cud miała też pewnie wpływ zmiana obuwia – w piątek kupiłam w Decathlonie w promocji New Balance – rewelacyjnie mi się w nich biega!