image Jak można fajnie spędzić piątkową noc na początku lipca? Można na przykład uciekać w lesie przed duchami, straszydłami i panem z piłą mechaniczną :) O potwornie strasznym biegu słów kilka :) Tytuł pozwoliłam sobie zapożyczyć z relacji Festiwalu Biegowego, gdyż bardzo trafnie oddaje charakter imprezy :) Ale od początku. Brałam udział w pierwszej edycji tego biegu w ubiegłym roku. Byłam zachwycona, dlatego też gdy tylko ruszyły zapisy na tegoroczny bieg od razu się zapisałam. Jednak im bliżej było biegu, tym bardziej zastanawiałam się czy dam radę. Biegam mniej niż w ubiegłym roku, w dodatku po płaskim terenie. Notorycznie powtarzające się problemy zdrowotne też nie ułatwiły mi przygotowań do biegu. Z drugiej strony pamiętając, jaka to była świetna zabawa, zastanawiałam się nad wystartowaniem w Nordic Walking. Z kijkami pojawiał się ten problem, że w 99% trasa wiedzie po asfalcie – co w nocy jest bardzo dobra opcją, jednak ja nie umiem i nie lubię chodzić z kijkami po takiej nawierzchni. W końcu dzień przed startem podjęłam decyzję, że jednak NW. Całe szczęście nie było problemów ze zmianą, za co bardzo dziękuję organizatorom.
W piątkowy wieczór zameldowałam się w Żarkach, gdzie o 22.01 wyruszyłam do lasu :) Przez pierwszy kilometr trzymałam się znajomego Marka i jego grupy znajomych ale potem nie mogłam za nimi nadążyć i tyle ich widziałam. Przez pierwsze kilometry mało było duchów i straszenia, w ubiegłym roku na tym odcinku było znacznie więcej atrakcji. Jakoś tak w miarę oswoiłam się z tym asfaltem i zaczęło mi się lepiej iść, a co za tym idzie szłam szybciej. Ku mojej satysfakcji minęłam kilka osób. Ale satysfakcje miałam jeszcze większą, gdy minęłam dwie osoby w czasie podchodzenia pod jedną z większych górek na trasie, przed 4 km. Aż byłam zaskoczona, że tak fajnie mi się szło. Potem jeszcze kogoś minęłam i jakoś tak szlak opustoszał. Widziałam kogoś kawałek przede mną, coraz słabiej słyszałam odgłosy osób idących za mną. Zrobiło się tak jakoś strasznie… :) Postanowiłam więc jak najbardziej zbliżyć się do osoby idącej przede mną. Na kolejnym podejściu udało mi się dojść blisko, a potem była Strażnica, czyli jedyny moment, gdy schodziło się z asfaltu, żeby ją obejść. Zmiana nawierzchni na taką, która o wiele bardziej mi odpowiada poskutkowała tym, że udało mi się nie tylko minąć tą osobę, ale też zostawić ją kawałek za sobą. Koło strażnicy o mało nie dostałam zawału, gdy skupiona na drodze przestałam być czujna i nagle zza skały, którą właśnie mijałam wyskoczyła dziewczyna przebrana za ducha wrzeszcząc  wniebogłosy :) Śmiejąc się stwierdziła jeszcze, że jutro chyba będzie ją bolało gardło – no wcale się nie dziwię :D Pochowanych duchów koło strażnicy było więcej. Rozbawiona wróciłam na asfaltową ścieżkę i maszerowałam dalej. Tyle, że teraz było jeszcze straszniej, bo nie widziałam nikogo przed sobą, ktoś szedł dość daleko, czasem widziałam tylko światło czołówek. Za mną też blisko nikogo nie było. Przyznaję, że naprawdę zrobiło się strasznie. Pomimo tego, że wiedziałam iż za mną i przede mną są ludzie to jednak było jakoś tak dziwnie ;) Dookoła ciemność, drzewa, las, widziałam tylko to, co oświecała mi czołówka, słyszałam dobiegające z daleka krzyki. To wszystko spowodowało, że zaczęłam pędzić jak szalona :) I to niekoniecznie dlatego, że było z górki :) Ponownie straszyły mnie zjawy, potwory i nie wiem co jeszcze, pogonił mnie gość z włączoną piłą mechaniczną :) Idę sobie czujnie rozglądając się dokoła. Po lewej stronie widzę, że coś rusza się między drzewami, słyszę sapanie, stękanie, ale idę spokojnie, bo widziałam co „się kroi”. A tu nagle słyszę koło siebie z prawej strony ciche „cześć” koło ucha… Kolejny stan przedzawałowy :) Oj, szłam baaardzo szybko, nawet miałam ochotę wziąć te kijki pod pachę i biec do mety :D Jak wyszłam z lasu zobaczyłam na horyzoncie idącego przede mną znajomego Marka, który to uciekł mi po pierwszym kilometrze – cóż to znaczy dobra motywacja :D Jednak nie udało mi się go dogonić przed metą. Na mecie dostałam medal – oczywiście z duchami :) Nie czekałam na dekorację zwycięzców, gdyż mnie to nie groziło ;) A po godzinie 6 trzeba było wstać do pracy… Podsumowując – impreza udana tak samo jak w ubiegłym roku. Widać było, że organizatorzy wyciągnęli wnioski z poprzedniej edycji – chip na bucie był znacznie wygodniejszy niż zczytywanie czytnikiem bezpośrednio z numerów. Bardzo dobrze oznaczona była też strażnica, rok temu dużo osób miało problem z tym jak tam biec i w którą stronę. Lepszej jakości numery startowe – poprzednio targały się gdy zostały zmoczone od potu. Organizacja zarówno biura zawodów jaki i trasy super. Porównując bieg i NW po tej trasie stwierdzam, że marsz jest jednak straszniejszy :) W ubiegłym roku tylko chwilami byłam sama, zazwyczaj ktoś biegł obok, jedna lub kilka osób. I w razie potrzeby mogłam szybciej uciekać :) Maszerując było to ograniczone :) Marsz samotnie w nocy w lesie naprawdę jest straszny :) Zabawa była świetna. Już w ubiegłym roku zachwalałam ten bieg zachęcając do startu w tej edycji. Mam nadzieję, że osoby które pod wpływem tej zachęty zdecydowały się wystartować nie żałują – ja nie żałuję :)