image Na Bieg Ulicą Piotrkowską wybrałam się po raz drugi – zapisałam i namawiałam do startu znajomych zachwycona ubiegłoroczną edycją. W tym roku rozczarowałam się trochę, ale o tym za chwilę. Sobota była ciepła i słoneczna, od rana miałam przyjemność dogrzewać się zarówno w słońcu jak i nagrzanym samochodzie. Samochód – nowy nabytek teścia – został nam przekazany w celu przetestowania. Testy zaczęły się od odkrycia, że mamy „kapcia” w jednym kole. Okazało się, że opona była przegryziona… Tak więc przed wyjazdem zaliczyliśmy jeszcze wizytę w zakładzie wulkanizacji… Całe szczęście odkryliśmy to przed wyjazdem… Generalnie przez to grzejące słońce i wysoką temperaturę w ogóle nie chciało mi się jechać na ten bieg… Modliłam się o chmury w Łodzi… Takie temperatury i do tego słońce to nie dla mnie… Dodatkowo jeszcze w drodze do Łodzi odkryłam, że w samochodzie włączone jest ogrzewanie… A ja się dziwiłam, że tak się ten samochód szybko nagrzewa… No ale tak to jest, jak się jeździ samochodem, którego do końca się nie ogarnia… :) Do Łodzi dotarliśmy bez problemów :) Organizacja biura zawodów super :) Pakiety odebrane sprawnie i szybko :) Pospacerowaliśmy po Piotrkowskiej i im bliżej biegu tym bardziej nie chciało mi się biec… Przed biegiem Zabiegani spotkali się na pogawędki i wspólne zdjęcie. Okazało się, że nie tylko mnie nie chce się biec :) I jeszcze oberwało mi się, że namówiłam na bieg i teraz przeze mnie muszą biec… ;) Trasa w tym roku była trochę zmieniona. Moim zdaniem na niekorzyść, gdyż została poprowadzona również po tej mniej atrakcyjnej części ulicy Piotrkowskiej. Była lekko trudniejsza. Ale najbardziej rozczarował mnie brak dopingu – cały czas porównuję bieg do ubiegłego roku, kiedy to największe wrażenie zrobiła na mnie właśnie ta atmosfera. Rok temu na trasie mnóstwo ludzi dopingowało, grały zespoły, bębniarze rewelacyjnie nadawali tempo, gdzie bym nie biegła to był pozytywny hałas, aż nogi same „rwały się” do biegu. Właśnie to spowodowało, że przyjechałam ponownie i zachwalając bieg zachęciłam innych. Czytałam na internecie dużo opinii zachwalających atmosferę biegu, mnie jednak o wiele bardziej podobało się w ubiegłym roku… Co do mojego biegu to cóż, no nie chciało mi się i już! :) Moje modlitwy zostały wysłuchane i w trakcie biegu słońce schowało się za chmury. Jednak nawet to nie przekonało mnie do zaangażowania się w bieg… Nie zmusiłam się do wysiłku większego niż truchtanie. Tak więc czasem nie będę się chwalić… :) Biegłam, żeby dobiec do mety – dobiegłam, więc założenia zrealizowane :) Moją obecność przed metą zauważyli chyba wszyscy dzięki mojej szalonej koleżance, która biegła za płotkami i wykrzykiwała hasła w stylu „jesteś najlepsza!” :) Dziękuję Madziu, rozwaliłaś mnie totalnie :) Następnym razem proszę tak na całym dystansie :) Przed samą metą wyprzedziłam jeszcze chyba 3 osoby i śmiejąc się minęłam linię mety. Po biegu zjadłam posiłek i po ogarnięciu się wyruszyliśmy do domu. Podsumowując, bieg jak bieg, z dobrą organizacją, jednak dla mnie bez większego entuzjazmu :( Innym biegiem, do udziału w którym zachęcam wszystkich jest lipcowy bieg „Biegaj Z Duchami Jurajskimi Ścieżkami w Żarkach. Mam nadzieję, że się nie zawiodę…