Tak jak dwa lata temu pojechaliśmy do Krakowa na biegowe zakończenie roku. Dziś w nocy nie mogłam spać, najpierw zasnąć a potem było mi albo zimno albo gorąco albo M chrapał i co trochę się budziłam. Rano byłam nieprzytomna. Kawa jakoś postawiła mnie na nogi… Pogoda dopisywała, Kraków przywitał nas słońcem. Przed biegiem, który startował o 12 zaczęło się chmurzyć. Cały tydzień obserwowałam prognozy pogody na dzisiaj, które zapowiadały deszcz. Ku mojej radości niekoniecznie się sprawdziły. Opady deszczu na pewno popsułyby wiele strojów w jakich biegło dużo osób w dzisiejszym biegu. Ja ponownie (tak jak w Siemianowicach) zostałam chirurgiem 🙂 Tyle, że w Krakowie zrobiłam większą furorę 🙂 Tam biegałam po ciemku, tu w środku dnia. Tam na trasie nie było kibiców, tu byli i kibice i turyści – mnóstwo osób. Strój i pomysł podobały się, dużo osób robiło sobie ze mną zdjęcia 🙂 Ogólnie było bardzo wesoło. Ja zrobiłam sobie np. takie oto zdjęcie: Śmialiśmy się, że nasze „zawody” wzajemnie się uzupełniają – gdy wątroba nie wytrzyma trafia się na stół a jak chirurg się pomyli następuje przekierowanie do księdza 😀 Ustawiliśmy się w złej kolejności 😀 Biegło się fajnie przez większość dystansu. Na początku biegliśmy przez rynek i ulicę Floriańską gdzie było dość ciasno. Nie dało się biec szybciej. Ja przez pierwszy kilometr biegłam w maseczce na twarzy walcząc z oddechem. Potem zsunęłam ją z twarzy i od razu nieświadomie przyspieszyłam. Biegłam zdecydowanie szybciej niż robiłam to w ostatnim czasie. Wtedy o tym nie wiedziałam dlatego byłam co najmniej zdziwiona czemu mam dosyć po 3,5 km biegu… Po 4 km zdarzyło mi się przejść do marszu… Zastanawiałam się co się dzieje… Dopiero po biegu wszystko się wyjaśniło. Na pewno bieg z maseczką na twarzy zrobił swoje ale dobiła mnie prędkość – część trasy biegłam tempem 5.45… Zazwyczaj biegam o minutę wolniej a ostatnio jeszcze wolniej gdyż jestem na takim etapie planu treningowego. Treningi szybkości pojawią się w styczniu. Dlatego takie tempo totalnie mnie wykończyło… Okazało się, że tempo dzisiejszego biegu mam o sekundę gorsze od najlepszego mojego biegu w tym roku (z wiosny), z tym że tam cały czas biegłam a dziś pojawił się marszobieg. Gdybym nie przeszła do marszu dzisiejsze tempo byłoby najlepsze.  Na mecie oprócz medalu dostałam różyczkę, szampana oraz izotonik. Po zjedzeniu żurku poszłam się przebrać. Wychodząc z szatni spojrzałam w okno a tam leje! Zanim się ogarnęłam to już przestało padać i mogliśmy sobie bez problemu chodzić. Rozpadało się gdy wyjeżdżaliśmy z Krakowa.  Ogólnie w Krakowie przebiegłam 5 km i przeszłam kilkanaście. Wracałam do domu zmęczona jakbym pół dnia węgiel przerzucała 🙂 Ale szczęśliwa 🙂 Oj czuję w nogach to dzisiejsze bieganie a jutro w planie noworoczna dyszka… Życzę wszystkim szczęśliwego, pełnego dobrych wrażeń i pozytywnie zabieganego Nowego Roku! Pięknych tras biegowych, życiówek oraz mnóstwa satysfakcji i radości z biegania. Do zobaczenia na biegowych ścieżkach! 🎉🎉🎉