1 Pogoda nadal wspaniała więc wykorzystałam ją dziś maksymalnie :) Jeśli chodzi o bieganie, to wzięłam udział w Biegu Miłosierdzia. „Idea tego wydarzenia polega na tym, że różne instytucje/firmy/osoby zobowiązują się do przekazania na naszą rzecz środków pieniężnych, które w całości zostaną przeznaczone na zakup obiadów dla biednych dzieci w ich szkołach. Uczestnicy biegu zakładają koszulki z logo sponsora, reklamując w ten sposób naszych darczyńców. Po zakończonym biegu każdy uczestnik otrzymuje medal, niemniej największą nagrodą jest satysfakcja z udzielonej dzieciom pomocy, wszak obecność każdego uczestnika obliguje nas do wykupu kolejnego obiadu /jeden uczestnik = jeden obiad/”. Bieg niby kameralny a wzięło w nim dziś udział 1400 osób! To był bieg, marszobieg, marsz z kijami – każdy uczestnik znalazł swoją formę pokonania wyznaczonej trasy – 5 km. Nie liczył się czas, tylko dotarcie do mety. A startowały osoby w przeróżnym wieku – od dzieci po osoby starsze :) Zapisałam siebie i mojego M – dla szczytnego celu mógł się poświęcić ;) Wczoraj namawiał mnie, żebym dziś maszerowała z kijkami ale ja chciałam biec. Na początku było to trudne – tłum ludzi a potem wąskie alejki nie pozwalały na to. Jak już dało się biec to biegłam sobie, ale spotkałam po drodze koleżankę z córką – żadna z nich na co dzień nie biega więc pokonywały trasę marszobiegiem. Dołączyłam do nich i tak biegłyśmy i maszerowałyśmy popychając pierdoły :) Po drodze zgarnęłyśmy M – po starcie wypruł do przodu ale zatrzymało go kolano, które odmawiało współpracy. Po dotarciu na metę poszliśmy na bigos. Jedliśmy go siedząc na trawie obok pięknych krokusów. Dołączył do nas kolega, który pomagał w organizacji biegu więc popychanie pierdół trwało ;) Tak nam się dobrze siedziało, że nie chciało się wracać do domu. Ale trzeba było…