Hmmm… Co u mnie? Po wyleczeniu nogi ( nareszcie spokój :) ), złapało mnie przeziębienie, które przeszło w zapalenie oskrzeli. W wyniku tego miniony tydzień spędziłam na zwolnieniu. Jak było już lepiej to wydarzył się mały wypadek, którego efektem jest moje obite kolano i bark oraz lekko zmasakrowana twarz – a dokładnie wargi, część pod nosem i trochę nos. Nie będę się wdawać w szczegóły, już jest lepiej. Opuchlizna z wargi zeszła, strupy wyglądają o wiele lepiej w porównaniu z tym co było. Ale i tak wyglądam jakby ktoś przywalił mi w zęby. Nie chciałam jechać na szycie ale całe szczęście rana choć głęboka to jakoś się goi. Ciekawe czy będzie blizna…

Po tych wszystkich przejściach jakoś się pozbierałam na tyle, że postanowiłam pobiegać. W niedzielę pojechaliśmy do lasu i tam potruchtałam sobie trochę. Ku mojemu zdziwieniu zrobiłam 8,40 km – nie myślałam, że dam radę tyle przebiec. W końcu przez tydzień siedziałam w domu i brałam antybiotyki a przerwa w bieganiu była długa. Co prawda zajęło mi to godzinę i dwie minuty ale i tak się cieszę. Nadal jeszcze trochę kaszlę, więc bieg trochę „oczyścił” mi oskrzela :) Trochę jeszcze pokaszlałam wieczorem, ale ogólnie było ok :)

W poniedziałek również pojechaliśmy do lasu. Tym razem, ku mojemu zdziwieniu, chęć biegu wyraził mój nielubiący biegać narzeczony. On lubi biegać ale za piłką. Inne bieganie nie odpowiada mu. Był ze mną na ostatnim treningu z psami w schronisku – twierdził, że on nie będzie biegał tylko spacerował a tak zaiwaniał, że wymęczył 2 psy :) W sobotę kupił sobie gatki biegowe i bluzkę. Bluzka ok, ale obcisłe geterki? Zdziwiona spytałam po co mu to, to on stwierdził, że do biegania :) Chyba ktoś szykuje się jeszcze na bieganie z psami :)

Wracając do biegania – mój Luby przebiegł ok 3,5 km :) Ja natomiast 10,24 km w zawrotnym czasie godzina i siedemnaście minut :) Wczoraj fajniej mi się biegło, dziś wyszedł brak sił. Biegłam jeszcze wolniej i odczucia były inne. No ale cóż się dziwić. Wczoraj po południu jeszcze spacerowaliśmy przez 2 godziny i ani wczoraj, ani dziś rano nie bolały mnie nogi :) Nic :) Dziś natomiast czuję zmęczenie w nogach. Też połaziliśmy troszkę, co prawda po sklepach ale wszędzie na nogach. Troszkę się więc rozruszałam.

Nie powinnam dziś biegać. Zapisałam się na #harcbieg i zobowiązałam się do przebiegnięcia 11 km. Hmmm… Trzeci dzień z rzędu po takiej przerwie… Powinnam dziś odpocząć a pobiec jutro. Jednak pogoda była taka ładna, że aż szkoda było nie biegać…  Jutrzejsze Święto Niepodległości będzie dla mnie bolesne, ale cóż zrobić… Słowo się rzekło… Najwyżej będzie marszobieg – na pokonanie tych 11 km mam chyba 140 minut, więc jakoś dam radę :)