Wiosna to moja ulubiona pora roku. Ogromnie cieszę się, że sprawdziły się prognozy pogody zapowiadające wiosenny weekend 🙂 Ciepło, słonecznie, ptaki śpiewają… Nic tylko biegać! 🙂 Wybrałam się z M do lasu i ku mojemu zdziwieniu on też postanowił pobiegać. Miłe to zaskoczenie, gdyż zawsze twierdził że nie lubi biegać (chyba że za piłką) – woli rower. Pobiegliśmy więc – ja swoją trasą a M skręcił gdzieś na inną ścieżkę.

Biegło mi się rewelacyjnie. Poczułam namiastkę tej biegowej wolności – gdy tak się biegnie w ogóle tego nie czując. Nogi same mnie niosły. Biegłam nie patrząc na zegarek tylko delektując się biegiem i wszystkim dookoła 🙂 Umówiłam się z M., że spotkamy się w innym miejscu tak więc nie musiałam wracać tą samą drogą tylko mogłam pobiec dalej swoją trasą. Biegło mi się rewelacyjnie lecz niestety na ostatnich kilometrach odezwało się pasmo biodrowo- piszczelowe w lewej nodze 🙁 Nie był to ból uniemożliwiający bieg ale zaniepokoił mnie sam fakt jego pojawienia się. Zwolniłam ale biegłam dalej.

M. już podjechał w umówione miejsce i czekał na parkingu. Porozciągałam się i pojechaliśmy do domu. Potem dalej walczyłam z pasmem – rolowanie, rozciąganie, flossing… Jutro przetestuję czy coś to dało…