dddddddddddddddddddddddddddddddddd Dziś byłam w Łodzi na Biegu Tropem Wilczym. Przymierzałam się do tego biegu już w zeszłym roku ale wtedy nie udało się. W tym tak, chociaż przez chwilę mój start „wisiał na włosku”. Otóż w czwartek idąc chodnikiem omal nie skręciłam sobie nogi. Nie wiem dlaczego nie zauważyłam małego schodka… Udało mi się nie przewrócić ale staw skokowy trochę nadwyrężyłam i noga bolała mnie przy chodzeniu. Byłam zła na siebie, zwłaszcza że szłam tamtędy wiele razy i nigdy nic sobie nie zrobiłam. Oczywiście nie biegałam do dzisiaj, ale całe szczęście udało mi się doprowadzić nogę do porządku. Już wczoraj nie bolała, tak więc dzisiaj zawitałam w Łodzi :) Sam bieg był mały, kameralny. Zajechaliśmy dość wcześnie, bez problemu i kolejek odebrałam pakiet startowy. Potem pospacerowaliśmy po parku robiąc częściowy rekonesans trasy. A o 12 start biegu głównego. Przed startem wszyscy odśpiewali dwie zwrotki Hymnu Polski – to sprawiło, że bieg naprawdę był uroczysty i każdy uczcił pamięć żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego. Zresztą oprawa w ogóle była uroczysta, tematyczna muzyka puszczana była od rana. Odśpiewaliśmy hymn i ruszyliśmy. Biegło się fajnie. Trasa prowadziła po parku, wiosną i latem jest tu pewnie pięknie. Teraz też nie było źle, tylko tej zieleni trochę brakowało, zwłaszcza że pogoda dopisała – było ciepło i świeciło słońce – wiosna w pełni :) Biegłam spokojnie, start dla przyjemności a nie ścigania. Noga mnie nie bolała, już wszystko ok :) 5 km minęło mi bardzo szybko, chętnie pobiegłabym dalej :) Na mecie dostałam pamiątkowy medal, przebrałam się i zjedliśmy dobrą wojskową grochówkę :) Nie chciało nam się wracać do domu ale trzeba było :) Miny zrzedły nam po drodze, gdy zaczął padać deszcz :( I tak przywitało nas nasze miasto: zimnem i deszczem. A w Łodzi słońce i tak ciepło, że w samej bluzce chodziłam… Wyjazd uważam za udany – „podładowałam akumulatory” bieganiem w słońcu i ciepełku :)