Dziś z samego rana zameldowałam się w Kielcach. Pogoda straszyła deszczem, było zachmurzone i całe szczęście chłodno :) Biuro zawodów znajdowało się na stadionie Kolporter Arena. Odebrałam wypasiony pakiet i pozwiedzaliśmy sobie stadion :) Tak apropo pakietu – zapakowany był w okolicznościowy plecaczek, w środku była koszulka, buff oraz słodycze, napój i różne ulotki od sponsorów. Wydaje mi się, że jak na debiut to naprawdę super. Rozumiem, że wiele gadżetów dali sponsorzy, ale plecak, koszulka i buff z logo organizatora i półmaratonu robione było przecież na zamówienie. Podziwiam więc organizatorów, czyli kielecką grupę biegową SieBiega – naprawdę bardzo się starali. W okolicach biura rozstawione były leżanki a przy nich masażyści. Ponieważ na dziś zapowiadane były upały, był również basen z lodem a na trasie w dwóch punktach miały być kurtyny wodne. Bardzo spodobał mi się również pomysł ze zorganizowaniem miejsca na rolowanie, oczywiście były wałki udostępnione dla biegaczy. Po rozgrzewce zameldowałam się na starcie. I ruszyliśmy :) Najpierw rundka po ulicach koło stadionu, powrót do miejsca startu i potem w miasto. Oczywiście tradycyjnie ruszyłam za szybko, potem bardziej starałam się trzymać tempo. Biegłam za grupą biegaczy, którzy wspierali debiutantkę. Jak się okazało była to ekipa gospodarzy więc mieli doping na całej trasie :) A owa debiutantka to mama, która biegła dla swojego synka promując zbiórkę pieniędzy na protezę dla niego. Bardzo fajna akcja a i ja również z podziwem biegłam za nią kibicując w duchu :) Trasa biegu prowadziła do centrum – na ulicę Sienkiewicza i po jej bocznych uliczkach. Zakrętasów co niemiara, o podbiegach to już w ogóle nie wspominając. Co chwilę pod górkę… Ponieważ odrobinę znam Kielce to wiedziałam, że łatwo nie będzie, ale nie wiedziałam, że aż tak. Ale dziwiło mnie też moje tempo na tej trasie. Lepsze niż przypuszczałam. I tak biegłam sobie w fajnej atmosferze, bo w ogóle mieszkańcy wspaniale kibicowali na trasie. I tak fajnie było przez pierwszych 8 km, po czym jak byłam właśnie w okolicy 8 km lunął deszcz. Ale to dosłownie lało, ściana deszczu, widziałam tylko tą grupkę z SieBiega a przed nimi już nic. Miałam na głowie czapkę z daszkiem, więc przynajmniej nie lało mi się na oczy. Nie muszę chyba pisać, że w momencie przemokłam a w butach było wielkue „chlup”, bo ulice zamieniły się w rwące rzeki. Szybciej biegające osoby były już na drugiej połowie trasy więc deszcz tak bardzo im nie dokuczył. A gdzie tam jeszcze przede mną… Ludzie kibicowali ukryci pod dachami, w przejściach, pod balkonami. A ja biegłam dalej i jak się potem okazało – na tym odcinku, gdzie padał deszcz miałam najlepszy czas :) Co mnie dziwi, gdyż rzadko biegam w takich warunkach. Nie jestem więc do tego przygotowana. Całe szczęście nie lało cały czas, po kilkunastu minutach przestało. Jednak z racji przemoczonych butów chlupanie towarzyszyło mi do końca. Tak średnio przyjemnie biega się w takich butach. Koszulka wyschła w trakcie biegu, tylko buty mnie wkurzały. Po zakrętasach w centrum wybiegliśmy na drogę dojazdową do Kielc. Jedna strona była wyłączona z ruchu i przeznaczona dla biegaczy, po drugiej stronie korek. Bieg w spalinach może niekoniecznie jest moim ulubionym, ale w końcu to bieg uliczny więc nie mogę narzekać na takie rzeczy :) Po kilkunastu kilometrach dała się we znaki wcześniejsza trasa czyli górki… Zaczęłam odczuwać wszystkie podbiegi… Zwolniłam więc automatycznie, przechodząc chwilami do marszu – wykorzystywałam do tego wszystkie „wodopoje” a było ich parę. Ku mojemu zdziwieniu, gdy po jakichś 19 – 20 km trasa powiodła do parku kierując się w stronę stadionu, to w parku każdy dostawał butelkę z wodą. Przede mną był jeszcze jeden podbieg ulicą i małe „pod górkę” do stadionu. Już wtedy siadłam, tzn z siłami :) do stadionu to był marszobieg. M. czekał na mnie ulicę wcześniej i kawałek pobiegł ze mną a potem skierował się na stadion a ja jeszcze musiałam troszkę go obiec. Całe szczęście było kawałek z górki. Zobaczyłam przed sobą 2 osoby i spontanicznie postanowiłam, że je dogonię. I udało się! Nie tylko dogonić ale też minąć i zostawić w tyle przed wbiegnięciem na stadion. Meta była na murawie Kolporter Areny. Gdy na nią wbiegałam resztką sił ale tak szybko jak mogłam, to już nogi dosłownie mi się plątały. Miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę a kilkaset metrów do mety wydawały się kilometrami… Ale w końcu udało się :) Dotarłam do mety, gdzie dostałam piękny medal, znowu wodę i gdzie czekał na mnie moj M. Mój czas to 02:24:09, czyli lepszy od tego w Dąbrowie Górniczej, a trasa o wiele trudniejsza. I nie jest to tylko moje zdanie, „Ci lepsi” też tak mówili :) Tak więc jestem z siebie bardzo zadowolona, a wyprzedzenie 2 osób pod koniec to już w ogóle rewelacja :) Podbudowało mnie to bardzo psychicznie :) To był najtrudniejszy bieg w jakim biegłam, jestem zmęczona, padnięta i bolą mnie nogi. Ale szczęśliwa i zadowolona :)