Normalni ludzie w nocy śpią. Normalni „inaczej” jadą ponad 100 kilometrów żeby pobiegać w nocy po mieście i jeszcze za to płacą :) ponieważ należę do tej drugiej grupy, wybrałam się w sobotę z kilkoma Zabieganymi na nocny półmaraton do Rybnika :) Zajechaliśmy pół godziny przed zamknięciem biura zawodów, ale nie było dużych kolejek i pakiety odebrane bez problemu. Chwilę posiedzieliśmy i poszliśmy się przebierać. Potem chwilę jeszcze pospacerowałam i zaczęłam się rozgrzewać. Odebranych pakietów było 1307 jak powiedział spiker więc ludzi było sporo. O 22 start. Do pokonania miałam 3 okrążenia. Biegło mi się dobrze. Na początku trochę ciasno było, potem już ok. Pierwsze okrążenie biegłam dosyć szybko jak na mnie :) Było parę podbiegów ale też zbiegów :) To razy 3 okrążenia dawało troszkę wymagającą trasę. Drugie okrążenie minęło mi bardzo szybko, nawet nie wiem kiedy je przebiegłam :) Trochę gorzej było z trzecim. Na 7 kilometrze był punkt z wodą, więc przed nim zjadłam sobie żel. Na ostatnim okrążeniu zaczęło mi się tym żelem odbijać. Wcześniej wszystko było ok. Jak się nie odbijało to muliło mi w żołądku i miałam jakąś rewolucję w jelitach… A do tego wszystkiego byłam już zmęczona… Na ok 18 km punkt z wodą już był zwijany, a miałam nadzieję, że napiję się parę łyków. Trudno, trzeba było walczyć dalej… Ale szło mi już ciężko, dosłownie, bo musiałam przechodzić do marszu przez te rewolucje… Jakoś jednak dotarłam do celu, wbiegłam na metę. I jakież było moje zdziwienie, gdy nie dostałam pamiątkowego medalu tylko sam izotonik a spiker poinformował, że medale będą niedługo do odebrania na sali gimnastycznej… Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego… Cóż było zrobić, medal jest dla mnie pamiątką więc skoro miał być wręczany to udałam się na tą salę. Aby dojść do sali trzeba było odstać swoje w ciasnym i dusznym korytarzu, gdzie wszyscy w dość niecenzuralny sposób komentowali zaistniałą sytuację… Gdy weszłam  w końcu na jeszcze bardziej duszną salę i odebrałam swój medal, musiałam odstać swoje żeby wydostać się na zewnątrz. Będąc jeszcze na sali zobaczyłam, że tam jest też wydawany posiłek. Ale jak tylko poczułam zapach zupy pomidorowej to stwierdziłam, że jednak nie będę nic jadła. Zjadłam w końcu tylko banana. W domu byłam ok. 3.30 i zaczęłam leczyć się orzechówką… :) Trochę pomogło :) Rewolucje ustały i w końcu przestało mnie mdlić… Ok. 4 położyłam się spać i… Nie mogłam zasnąć… W końcu jakoś się udało ;) A jak wstałam to odkryłam, że boli mnie boczna część stopy :( Czułam ją przy chodzeniu i była lekko obrzęknięta… :( Musiałam sobie ją przeciążyć… :( Poza tym i lekkim niewyspaniem bo spałam niewiele, było dobrze. Podsumowując półmaraton: mój czas to 2:23:04 – czas o minutę lepszy od półmaratonu w Kielcach a górki też tu były. Wydaje mi się jednak, że półmaraton w Kielcach był cięższy. W Rybniku swoje zrobiła pora – dodatkowe zmęczenie, szczególnie odczuwalne na trzecim okrążeniu. W końcu kończyłam bieg prawie pół godziny po północy, więc na pewno nie pozostawało to bez wpływu na bieg. Pomijając rewolucje żołądkowe to biegło mi się dobrze, fajna trasa, kibice dopisywali, spokojniej było na ostatnim okrążeniu – wtedy była cisza i spokój, puste ulice. Ale to też ma swój urok :) Czas byłby lepszy gdybym nie przechodziła do marszu, ale nie będę narzekać :) Biegło się fajnie i to się liczy :)