To bieg w którym chciałam wziąć udział od pierwszej edycji. Udało się to w tym roku 🙂 Wyjazd do Poznania połączony był ze zwiedzaniem miasta. W Poznaniu zameldowaliśmy się w piątek rano. Po zostawieniu rzeczy w miejscu noclegu ruszyliśmy na zwiedzanie. Po południu pojechaliśmy na Termy a potem po odbiór pakietu startowego 🙂 W sobotę od rana do późnego wieczora również kursowaliśmy po mieście – wróciliśmy ok. 21.30 🙂 „Natrzaskałam” mnóstwo kilometrów 🙂 Do domu bardzo chętnie zabrałabym Maltę (świetne tereny do rekreacji) i Stary Browar (jak nie jestem miłośniczką galerii, tak ta mnie zauroczyła 🙂 ). Po dwóch intensywnych dniach i niezbyt dobrze przespanych nocach (głośni studenci w innych pokojach) w niedzielę ponownie stawiłam się na Malcie, tym razem na bieg. O 11.30 było spotkanie drużyn z kapitanami – ja zapisałam się do drużyny Beaty Sadowskiej. Oczywiście było zdjęcie i chwila rozmowy. To bardzo sympatyczna i pozytywna osoba. O bieganiu i podróżach opowiada z niesamowita pasją – jeszcze bardziej chciało mi się biec 😀 Do godziny 12.30 trzeba było ustawić się w swojej strefie startowej. Ja byłam w czwartej, przysłowiowy „hektar” od mety. Nie było nic słychać z tego, co dzieje się na scenie i w pierwszej oraz drugiej strefie (tu ogromny minus dla organizatora). O rozgrzewce nie było mowy w tym tłumie. Jedynie mogłam poskakać sobie w miejscu, a ciepło nie było. Do biegania pogoda była super, ale jak się stało to już niekoniecznie 🙂 Całe szczęście nie padało. O 13 start – pierwsi wystartowali a ja stałam dalej 🙂 Do startu dotarłam o godzinie 13.05. Po mojej stronie stał Adam Małysz, który przebijał „piątki” z biegaczami – ja oczywiście też ustawiłam się razem z innymi chętnymi – w końcu nie często mam taką okazję – to był pierwszy raz 😀 „Piątkę” przebiłam ale wystartowałam o 13.06. i tym sposobem byłam już kilometr „do tyłu”. Wcześniej na kalkulatorze ze strony Wings For Life wyliczyłam sobie, że powinnam przebiec ok 11 – 12 km spokojnym tempem. Brałam pod uwagę to, że przez dwa dni poprzedzające bieg przejdę dużo kilometrów. Ale też startowałam dla zabawy i przygody – nie dla wyniku. Chciałam bawić się tym biegiem i tak właśnie było. Obliczenia kilometrów „wzięły w łeb” już o 13 – kalkulator liczył, że o tej właśnie porze wystartuję a tu guzik 🙂 Przez pierwszy kilometr ścisk i tłok uniemożliwiał szybszy bieg. Starałam się przemykać do przodu jak tylko mogłam, ale było ciężko. Potem wybiegliśmy na ulicę, gdzie było już więcej miejsca, ale zanim wszyscy się porozbiegali to minął kolejny kilometr. I dopiero po nim można było biec w swoim tempie. O 13.30 czyli wtedy gdy samochód pościgowy z Adamem Małyszem za kierownicą wyruszył na trasę ja byłam na 4 km… I od razu miałam w głowie myśl, że ja przecież nawet nie zdążę do 5 km dobiec! Wstyd! 😀 Nie ma to jak dobra motywacja – od razu wyprułam do przodu 😀 Po jakimś czasie patrzę na zegarek a ja mam tempo 5:30 – normalnie takim tempem nie biegam więc byłam w szoku bo z górki wtedy nie było 🙂 Długo nie byłam w stanie utrzymać tego tempa, ale i tak biegłam jak na mnie szybko 🙂 Atmosfera wspaniała. Kibice dopingowali na trasie, dzieci, dorośli, osoby starsze. Kierowcy czekający na przejazd lub jadący druga stroną ulicy trąbili i machali. Osobiście nie słyszałam żadnych wyzwisk czy narzekania na bieg i biegaczy. Co chwilę ktoś krzyczał „uciekajcie”, „już jedzie”, „Goni Was” i dezorientacja bo nie wiadomo czy to doping czy naprawdę jedzie Adam Małysz 😀 Co kilometr mówiłam sobie, że może uda się dobiec do następnego 🙂 Przed 10 km zrobił się gwar wśród biegaczy – samochód naprawdę nas doganiał. Gdy dojechał do mnie rowerzysta jadący kawałek przed samochodem wiedziałam, że zaraz będzie dla mnie koniec biegu. Pan na rowerze motywował wszystkich, widziałam chorągiewkę z napisem 10 km – chociaż teraz to nie wiem, czy nie widziałam tego „oczami wyobraźni” bo nie potrafię teraz stwierdzić gdzie ona stała ani kiedy ją minęłam 🙂 W każdym razie biegłam jak szalona żeby zaliczyć ten 10 km. Moje tempo z tego odcinka to 3:49 🙂 Interwały nie poszły na marne 😀 Miałam przy sobie telefon abym mogła się potem odnaleźć z M. który został na Malcie i obserwował transmisję telewizyjną na telebimie. Trzymałam telefon w ręce, żeby w razie czego zrobić jakieś fajne zdjęcia. I udało się zrobić zdjęcia jak doganiał mnie samochód i jak mnie minął. „Przebiłam piątki” z osobami z drugiego samochodu i samochodu Redbulla. I tak zakończyłam swój bieg. Okazało się, że Adam Małysz dogonił mnie na 10,11 km. Nie jest to rewelacyjny wynik ale ja się cieszę – warto było przyjechać i pobiec w tym biegu. Atmosfera i wrażenia niesamowite. To bieg dla wszystkich, każdy biegnie tyle, ile może. Startowały osoby idące o kuli, które „złapały” kontuzję przed biegiem ale i tak chciały wystartować! Na jakim innym biegu byłoby to możliwe, żeby zmieściły się w limicie trasy? Tu limitem była goniąca biegaczy meta, która dopadła każdego 🙂 Dużo było zawodników na wózkach którzy jechali sami bądź byli pchani przez innych biegaczy – gdy nas mijali dostawali wielkie brawa od biegnących. Tak przynajmniej było w tej grupie, w której ja biegłam. Niesamowite wrażenie robi też taki widok: Gdy minął mnie samochód pościgowy zadzwonił do mnie M z pytaniem czemu robię zdjęcia zamiast biec – okazało się, że w chwili gdy doganiał mnie samochód transmisja telewizyjna przełączyła się właśnie do Poznania i M widział na telebimie jak biegnę tyłem robiąc zdjęcie bo to akurat był ten moment i kamera była centralnie na mnie 🙂 Poszliśmy w stronę 11 km, gdzie był punkt odżywczy. Tam dostaliśmy picie oraz czekoladę i czekaliśmy na autobusy mające zabrać nas z powrotem na Maltę. Wtedy ponownie zmarzłam bo folii tam nie przewidziano a nic przy sobie nie miałam. Więc marzłam stojąc spocona. Całe szczęście aż tak bardzo długo nie czekaliśmy. W autobusie już było ciepło gdyż był cały zapełniony 🙂 Pojechaliśmy na Maltę. Na miejscu, po wyjściu z autobusu dopiero można było wziąć folię aby się okryć, po czym udaliśmy się na start. Znalazłam moją zmarzniętą „połówkę”, dostałam medal, zjadłam makaron (udało mi się szybko dostać porcję bo za chwilę utworzyła się mega kolejka). Do depozytu była jeszcze większa, ale całe szczęście nic tam nie zostawiałam. W czasie drogi powrotnej do domu śledziłam transmisję na telefonie więc emocjom nie było końca 🙂 Jakież było moje zdziwienie, gdy na końcu pokazano 10 najlepszych biegaczy i był wśród nich Adam Małysz który przebiegł 77 km 🙂 Śmiałam się, że nasz Adaś jest lepszy od Chucka Norrisa bo uciekał przed goniącym go sobą przez tyle kilometrów 😀   To był fajny wyjazd i rewelacyjny bieg – jeden z najlepszych biegów w jakich miałam okazję brać udział. Myślę, że to bieg w którym każdy biegacz choć raz powinien pobiec. Wszystkiego nie da się opisać – to po prostu trzeba przeżyć! I właśnie za takie chwile i wspomnienia kocham bieganie i cieszę się, że mam taką pasję!