Dzisiaj warunki do biegania świetne – zachmurzone, lekki wiaterek przyjemnie schładzający a nie przeszkadzający. Nic tylko biegać! Miało być 5 – 6 km, wyszło prawie 9,5… Jakoś nie mogłam zawrócić 😀 Tak fajnie mi się biegło, że był to najszybszy bieg po plaży odkąd tutaj jestem i najszybszy powrót czyli druga część treningu 🙂 

Google zainspirowało mnie do wspomnień pokazując mi album z 3 sierpnia 2008 roku – patrzę, a tam zdjęcia z mojego pierwszego półmaratonu w Tychach 🙂 Biegłam go zupełnie do tego nie przygotowana, decyzja spontaniczna, powstała w dużej mierze z głupoty i braku wiedzy na temat biegania dłuższych dystansów. Bieg, w czasie którego miałam nie „ścianę” a cały blok… W czasie którego wyprzedzały mnie starsze panie idące spacerkiem w NW… Bieg, na którym klęłam na to całe bieganie i miałam ochotę wyrzucić buty do jeziora dookoła którego biegłam… A jak wróciłam do domu i już trochę mi przeszło to czułam się jak mistrzyni olimpijska, gdyż pokonałam niewyobrażalny dla mnie wtedy dystans… 🙂 Takich doświadczeń i przeżyć jak wtedy nie dał mi nawet maraton 🙂