Wczoraj zrobiliśmy sobie wycieczkę rowerową. Wypożyczyliśmy rowery – niestety nie było wyboru, M wziął jedynego górala a ja musiałam wziąść damkę miejską z koszyczkiem z przodu :) Piszę „musiałam”, gdyż na co dzień jeżdżę na górskim i jest to zupełnie inna jazda. Inna pozycja, brak przerzutek i przede wszystkim hamulec w pedałach a nie przy kierownicy. Musiałam bardzo się pilnować, żeby pamiętać o tym hamulcu. W miarę mi się udawało :) Nikogo nie rozjechałam :) Było kilka „trudnych” sytuacji ale jakoś wyszłam z opresji :)

Pojechaliśmy przez Łukęcin, Pobierowo, Trzęsacz, Rewal do Niechorza i z powrotem. Oczywiście po drodze zwiedzanie bo nigdy w tych miejscowościach nie byliśmy. Wróciliśmy wieczorem, przejechaliśmy ponad 65 km. Rower nie był taki zły, nawet udało mi się nim podjechać pod kilka górek i przejechać przez piach w lesie :) Dał radę, ale i tak wolę swój :)

Dzisiaj rano wyszłam pobiegać po plaży. Pobiegałam do Dziwnowa i z powrotem. Jak wychodziłam z domu to nogi miałam sztywne i czułam mięsień prosty uda nad rzepkami :) To efekt pozycji w czasie wczorajszej jazdy rowerem. Pierwsze kroki stawiało mi się baaaardzo dziwnie, ale całe szczęście rozbiegałam to i potem było już ok. Mięśnie jednak zmęczone wczorajszym rowerem i niedzielnym biegiem. Przebiegłam 10 km i dałam spokój choć chciałam więcej… Zastanawiam się, czy jutro biegać czy zrobić sobie przerwę na trochę odpoczynku. Z jednej strony chciałabym wykorzystać ostatnie dni pobytu nad morzem ale z drugiej to urlop mam dość aktywny i nogi są napracowane, nie chcę „przedobrzyć” bo po powrocie do domu czekają mnie ciężkie treningi. Zobaczymy jutro :)