Dziś postanowiłam troszkę pobiegać i połączyłam to z akcją Zabieganych czyli treningiem z psami ze schroniska. Idea jest taka, aby połączyć przyjemne z pożytecznym i pobiegać ale też dać odrobinę ruchu psiakom przebywającym cały czas w kojcach.

Tak więc rano pobiegłam truchcikiem do schroniska. Nogę na początku czułam, potem trochę się uspokoiło, „rozbiegała się”. Do schroniska mam ok 2 km więc szału z biegiem nie było :)

W częstochowskim schronisku byłam pierwszy raz, więc było to dla mnie duże przeżycie. Tyle zwierząt a każde chce wyjść, na nasz widok skakały, szczekały, chciały zwrócić na siebie uwagę, żeby wziąć właśnie jego. Ja najchętniej wszystkie zabrałabym do domu ale niestety nie mam takiej możliwości :(  Aż serce bolało patrzeć na tyle zwierząt, często po ogromnych przejściach tak pragnących obecności człowieka i jego miłości.

Pracownicy wytypowali psy, które możemy zabrać poza teren schroniska. Mnie dano dużego psa, który aż „rwał się” do wyjścia po opuszczeniu kojca. I to tak bardzo, że miałam problem z utrzymaniem go bo był silniejszy ode mnie a ja chucherkiem nie jestem. Zamieniłam się więc z kolegą, który dostał spokojniejszego psa. Ten pies na początku nie chciał wyjść z kojca, widać, że jest po przejściach – gdy stanęłam z nim przy krzakach, to on natychmiast pod nie wszedł. Ale jakoś udało mi się przekonać go do wyjścia, wyszedł sam, nie musiałam go wyciągać. Wymiziałam go, wygłaskałam, on a raczej ona wylizała mnie i wybrudziła :) i mogłyśmy ruszać na trening :)

Pobiegaliśmy wkoło zbiornika wodnego. Oczywiście były też różne przygody. Ja np. zostałam wciągnięta przez moją psinkę do wody :) Było ciepło, psom chciało się pić więc chłeptały wodę ze zbiornika – moja nie tylko piła ale weszła do wody, a ponieważ w miejscu, w którym stałam było mokro błotniście to pociągnęła mnie za sobą. Nie miałam szansy zatrzymać się i w ten sposób znalazłam się po kostki w błotnistej wodzie…. A na nogach miałam moje ulubione buty do biegania… Wszystko oczywiście czarne i zabłocone – buty, skarpetki i nogi :) wyglądałam super :)

Biegało się fajnie, śmiałam się, że zabiorę psa do Uniejowa – będzie mnie ciągnął i zrobię życiówkę :) Bolały mnie ręce nie przyzwyczajone do ciągnięcia psa na smyczy :) No i zaczęłam odczuwać nogę :(

Po powrocie do schroniska, pożegnałam się z pieskiem, porozmawiałam z jednym z pracowników, który poopowiadał nam o schronisku i niektórych zwierzętach. Zaprowadził nas też do kotów – były kochane! Wymiziałam wszystkie, które do mnie podeszły :)

A potem truchcikiem pobiegłam do domu. A w domu oczywiście od razu pod prysznic i do prania butów. Teraz schną czyściutkie – będą błyszczeć w Uniejowie :)

A noga boli cały dzień, czy siedzę, czy chodzę :( Miałam jutro pobiegać, wykorzystać piękną pogodę… Zobaczymy…  Wizyty w schronisku nie żałuję – super pomysł, super doświadczenie i satysfakcja, że sprawiłam psiakowi odrobinę radości i dałam możliwość radosnego pobiegania zamiast siedzenia w kojcu za kratami. Niby nic, ale jednak…  Polecam wszystkim!!!