image

Wstałam dziś rano a na termometrze „na dzień dobry” 24 stopnie. I tak sobie pomyślałam, ciekawe co będzie o 12, kiedy to zaczynają się zawody… Cóż, było gorąco…

Wystartowaliśmy w samo południe, na otwartej przestrzeni, kierując się do Lasku Aniołowskiego. W Lasku duszno i gorąco, choć były miejsca, gdzie powiewał przyjemny wiatr. Potem wychodziło się z Lasku i po trawie w pełnym słońcu maszerowaliśmy w stronę mety, gdzie był nawrót i wyruszaliśmy na kolejne okrążenie.

Co do techniki… Cóż… Zanim wpadłam w rytm to szło mi się źle. Technika „brała w łeb” jak tylko chciałam iść szybciej. Nie wychodziło mi to kompletnie. Tak więc pierwsze okrążenie, a zwłaszcza jego pierwsza część nie wypadło dobrze. Na drugim okrążeniu szło mi się najlepiej a na trzecim górę wzięło zmęczenie i irytacja na łamanie zasad przez innych. Odpuściłam więc trochę… Zmieniłam też chód i zwiększyłam kadencję skracając kroki. Szłam więc trochę szybciej. Endo potwierdziło to – 3 kilometr oraz ostatnie dwa były najszybsze.

Jak się okazało, sędziowie nie byli rygorystyczni. Gdy tak patrzyłam na inne osoby, to stwierdziłam, że 3/4 uczestników nie powinno ukończyć tych zawodów. Były osoby, które kijki w ręku miały chyba przez przypadek i którym owe kijki bardzo przeszkadzały. Z techniką nordic walking nie miało to nic wspólnego… Przemilczę fakt podbiegania… Sędziowie powinni chyba stać co 10 metrów, żeby to ogarnąć… A ja stresowałam się moimi niedociągnięciami… Ja sama popełniałam błędy, dużo do poprawy przede mną. Mam tą świadomość. Ale na tle dużej ilości osób kiepsko idących nie wypadłam aż tak źle… Na drugim okrążeniu pani sędzia pokazywała mnie jako przykład dla kogoś. Generalnie nie było do mnie zastrzeżeń dopóki się starałam. Jak odpuściłam to usłyszałam, że dobrze tylko łokieć za bardzo pracuje ale ogólnie jest dobrze.

Ja widziałam tylko, jak sędziowie dają ustne uwagi, poprawiają (a to, że niewiele osób coś sobie z tego robiła to już inna historia), nie widziałam natomiast, aby dawali żółte kartki. Jakież było moje zdziwienie, gdy w domu patrząc na wyniki zobaczyłam, że było trochę osób z punktami karnymi a 3 osoby zostały zdyskwalifikowane.

Ja punktów karnych nie dostałam, starałam się, nie podbiegałam. Mam więc czyste sumienie. Słońce dało popalić, na drugim okrążeniu czułam, że mam bąbla na prawym śródstopiu. Na trzecim okrążeniu poczułam bąbla na drugiej stopie… A buty miałam wygodne, stopy wytalkowane… Na lewej dłoni pomimo rękawiczek w dwóch miejscach zdarłam sobie skórę, która była troszkę uszkodzona wcześniej…
Nogi i pupę będę pewnie czuła jutro… :)

Dystans – niby 10 km, ale wielu osobom wyszło więcej (podobno było 10,5 km) pokonałam w czasie 1:29:25. Szału nie ma ale nie narzekam. Przynajmniej mam czyste sumienie… I motywację do dalszych treningów ;)